Ekspertem od dzieci nie jestem, więc nie będę się wymądrzać w tej dziecinie. Jednak jestem mamą, a ilość gadżetów, które są dostępne na rynku jest ogromna i nietrudno się w tym wszystkim pogubić. Z zakupem wszystkich gadżetów chcieliśmy ograniczyć do minimum. O tym co mnie zaskoczyło, co się przydało, co mi ułatwia życie przeczytasz niżej. U każdej mamy ta lista może być inna, u mnie Top 9 prezentuje się tak (kolejność przypadkowa):
1. Karty kontrastowe = ciepła kawa
Nie kupowałam, przyszły z jakąś darmową paczką. Nie miałam pojęcia, że mogą na tak długi czas zająć moje dziecko. Mała uwielbia na nie patrzeć, co mnie bardzo cieszy, bo ja uwielbiam pić gorącą kawę.
1. Monitor oddechu = oddech ulgi
Nigdy, przenigdy, nie byłam tak wykończona, jak po dwóch dobach spędzonych w szpitalu. Powód? Nie spałam. Wcale. Miałam włączoną opcję „czuwania” Ruszyła się – co się dzieję, muszę sprawdzić. Nie ruszyła się przez kilka minut – dlaczego? Muszę sprawdzić czy oddycha. Nie wiem dlaczego, ale panikowałam. Odespałam dopiero po wyjściu ze szpitala, kiedy Oktawia leżała w swoim łóżeczku, razem z monitorem oddechu. Monitor czuwał nad jej oddechem, a ja sama też odetchnęłam, ale z ulgą.
Baza do samochodu = „szybka jazda”
Nie mam na myśli osiągania dużej prędkości, ale czas z jaką wpina się łupinę. Wynosi on kilka sekund i można ruszyć w trasę ze świadomością, że jest bezpiecznie. Nie mielibyśmy cierpliwości do montowania łupiny na pasy, nie, to zdecydowanie nie dla nas.
Chusta do noszenia = ciepły obiad
Oktawia nie należy do dzieci nieodkładalnych, ale ma dni gdzie chce się tylko przytulać. No cóż, żyć trzeba, jeść trzeba, ale i przytulać trzeba. Opanowałam jedno wiązania, ale zaczęłyśmy się nosić dopiero, gdy Oktawia miała 3-4 tygodnie, wcześniej w sumie tylko spała. Także tak, często gotujemy „wspólnie” i bardzo to lubimy.

Laktator = ulga w bólu
Liczyłam, że przyda mi się tylko, gdy będę chciała gdzieś wyjść, a Bartek zostanie z małą. Przeliczyłam się. Użyłam go pierwszego dnia po wyjściu ze szpitala. Nawał pokarmu był tak duży, że tylko ściągnięcie go ratowało sytuację przed eksplozją.
1. Niania elektroniczna = spokój psychiczny
Nianię zamawiałam 2 albo 3 dni po wyjściu ze szpitala. Dzięki niej byłam w stanie trochę popracować przed komputerem, kiedy Oktawia spała w drugim pokoju. Przydaje się też na spotkaniach rodzinnych, kiedy dziecko ma drzemkę.
Pieluchy tetrowe w ilościach hurtowych
Mamy ich 15 i myślę, że drugie tyle by się jeszcze przydało, po to by pralka mogła trochę odsapnąć. Używamy ich przy odbijaniu, kiedy Oktawia uleje, jako podkład pod wagę u lekarza, zawsze jakąś mamy przy sobie i ciągle ich mało.
Smoczek
„Moje dziecko będzie bezsmoczkowe” powiedziała nieznająca życia ja przed porodem i trzymała się tego do tygodnia po nim. Gdy Oktawia dostała smoczka, mama nie była już tak niezbędna w każdej minucie życia. No cóż..
Katarek – aspirator podłączany do odkurzacza
Nie wyobrażam sobie wyciągać wydzieliny z nosa za pomocą ręcznego aspiratora. Z tym podłączanym do odkurzacza idzie szybko i bezboleśnie, a po „zabiegu” lżej oddycha.
Z dodatkowych rzeczy bardzo chwalę sobie matę edukacyjną oraz matę „puzzle” z twardym podłożem. Bardzo przydatna do ćwiczeń. Maść z lanoliną też nam się przydała, a Oktawia natomiast uwielbia swój kocyk bambusowy i szeleszczącą gwiazdkę, którą dostała od cioci.

A teraz pokrótce, co u nas się nie sprawdziło:
1. Przewijak
Szybciej i prościej jest mi przebrać małą na łóżku, czy na kanapie, niż bawić się z przewijakiem.
Szumiś
Oktawia nie zasypia przy szumisiu. Zdecydowanie bardziej woli, jak czyta się jej książki, albo odkurza, co w nocy, przy absolutnej ciszy, może być uciążliwe dla sąsiadów.
1. Nawilżacz powietrza
Mamy, bo kiedyś kupiliśmy i byłam pewna, że będziemy używać, żeby Oktawii się lepiej spało. Jeszcze go nie wyciągnęłam z szafki.
Śpiworek
Planowałam kupić, ale się ociągałam. Miałam go zamówić po porodzie, ale Oktawii bardzo dobrze się śpi pod kocykiem. Nie boję się, że się nakryje i przestanie oddychać, bo kocyk przepuszcza powietrze, a i tak zawsze czuwa nad nią monitor oddechu.

Po 3 miesiącach macierzyństwa mogę stwierdzić, że na rynku jest wszystko, dosłownie wszystko. Decyzję o tym w co się zaopatrzysz podejmujesz samodzielnie. My – jak zawsze – ograniczyliśmy się do minimum. Oktawia nie ma (jeszcze) żadnych pozytywek, grających i piszczących zabawek, leżaczków, czy bujaczków. Nie marudzi, nie płacze, rozwija się, jest szczęśliwa. Najpiękniejsze co możemy dać dziecku to siebie i nasz czas. To jest najważniejsze, reszta to tylko tło.
Polub nas na Facebooku
Obserwuj nas na Instagramie

Co myślisz?